piątek, 1 stycznia 2010

another day another dollar...

co mnie wkurwia:
- gleboko posuniety marazm...moj i moich pracodawcow...
- to ze pracuje w firmie ktora jest w uk ale czuje sie jakbym robil dla prywaciarza z malego miasteczka w Polsce (wielkie ambicje, zero poszanowania dla pracownikow)
- pieniadze (szkoda nawet pisac)...aczkolwiek zasypiam w cieplym i mam pelny zoladek wiec chyba nie powinnem narzekac....
- kobiety...pewnego dnia poprostu wyszla...kiedy zadzwonilem odpowiedziala ze tymczasowo mieszka u "kolegi"...tyle na ten temat! Ci ktorzy w tym byli wiedza o co chodzi...
-francuzi...ale to juz temat rzeka, zapomnialem o australijczykach i brazylii...francuzi sa poprostu nie do pobicia..."ten sie tylko dowie kto ichy spotkal" (w uk)
-to ze Londyn koniec koncow okazal sie malo produktywnym miastem...po przyjezdzie z Krakowa czuje sie jakbym zatrzyma sie w rozwoju...jest mi cholernie ciezko wykopac cos nowego...slucham starych odgrzanych kotletow, o kinie juz prawie zapomnialem...jednak prawda okazalo sie spostrzezenie mojego managera...wiecej wynosi sie z miejsca gdzie mniej sie dzieje...ale czlowiek jakos tak tym zyje i zglebia kazda okazje rozrywki intelektualnej...w londynie wszystko dzieje sie na raz...codziennie cos gra cos wystepuje cos sie wystawia...czlowiek sie gubi i ostatecznie kladzie laske i zyje w obrebie swojej dzielnicy...jak ja.
-ze duzo zajebistych ludzi zmylo sie z dnia na dzien..ze kazdy z nich mial jakis przejebany bagaz doswiadczen ktore nie pozwalaly mu wrocic do swojego prawdziwego zycia...
- to co powiedzial Swiety podczas ostatniej mojej wizyt w dublinie..."najsmutniejsze jest to ze obcujesz z ludzmi przez miesiace a kiedy odchodza czujesz sie tak jakby ich nigdy nie bylo"...jakas przejebana magia emigracjii...

Plus tego wszystkiego jest taki ze znalazlo sie kilka pocieszajacych rzeczy...
- Maroko, Portugalia, Dublin...duzo dobrych melanzy w Krakowie...duzo usmiechnietych twarzy...
-spalilem telefon komorkowy w kominku...z jednej strony zajebiscie...z drugiej bede musial wydac kase na kupno nowego...
-praca w systemie 4 dni pracy 4 dni wolnego...pozwala odpoczac od tego cyrku...
- 4 miesiace pozadnego seksu z kobieta ktora ostatecznie mnie rzucila.
-ze ulvera i dj krusha na zywca widzialem...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

ale czlowiek jakos tak tym zyje i zglebia kazda okazje rozrywki intelektualnej...w londynie wszystko dzieje sie na raz...codziennie cos gra cos wystepuje cos sie wystawia...czlowiek sie gubi i ostatecznie kladzie laske i zyje w obrebie swojej dzielnicy...jak ja.

dokladnie;)

Anonimowy pisze...

byś usunął z linków bloga, który nie istnieje ;)